lis 05 2003

Ty który zmąciłeś me myśli


Komentarze: 2

wpatrzona w boczne lusterko jade do domu, do pustych ścian, bezsensownych tłumaczeń: dlaczego znowu milczę.........

a ja mam zwyczajne ochchote pomilczeć, spokojnie i cichutko

jedziemy autostradą, szybko, nawet w samochodzie muzyki nie słychać, moje mysli są wszędzie, dlaczego nikt ich nie widzi, dlaczego ja nie dostrzegam myśli innych ludzi.....znowu to samo, staram sie nie dotykać ludzi, zamykam sie w sobie

czy ktoś mi może powiedziec dlaczego patrząc w szybę nie widzę swojego odbicia?

po bezszelestnych połaciach ziemi przesuwa się postać....tak cicho i swoabodnie sunie przed siebie, nie spogląda się wstecz, nie zapamiętuje błędów, chociaż raz chciałabym nią być.....

bład za błędem spada na mnie od poniedziałku do niedzieli, jak nagle w bezdusznym lesie zaczynają wiercić sie liście na wietrze....zatanawiające

"jesteś piękna, kocham Cię" - usłyszałam ciepły głos wydobywający się z ciała przytulonego do mnie..kim on jest, co to za człowiek, który umie mnie kochać niedoskonałą i bezwartościową? wpatrzona w dwa niebieskie punkciki zapytałam czy jest tego pewien..."tak" - powiedział to tak stanowczym głosem, że oczy zaszły mi łzami - tylko nie płacz głupia - postanowienie nie przyniosło rezultatów. poryczałam sie jak dzieciak, tak bardzo pragnęłam usłyszeć te słowa, wtulic sie w niego - kimkolwiek by nie był

tak było rok temu

dzisiaj moje zycie jest głównie koloru beżowego - tak jasnego, ale niekonkretnego....miewia czasem przebłyski rumieńców, zieleni i błękitu kobaltowego, czasem indygo sie wkrada w moje myśli - wtedy nawet on mnie nie umie rozweselić

teraz jade autem i patrzę przez szybę zakapaną kropelkami drobniutkiego dzeszczyku, w każdej kropli świat wygląda inaczej a z daleka wszystkie maja taki sam odcień - migające czerwone światło wymijanych przez niego aut...

czasami zastanawiam się dlaczego nie umiałam powiedzieć nie, kiedy przyjechał po mnie do szkoły.....był w czarnym płaszczu i w garniturze...jakes spotkanie w pracy....dziewczynom aż oczka zabłyszczały.....a ja wiedziałam, że zrobie wszystko żeby się uwolnił od żony i był tylko mój cały....na zawsze

przeszliśmy razem przez moja maturę, dyplom i jego rozwód...było ciężko, ale dopiero teraz widzę, że ten rok w porównaniu z przyszłością to było nic...tak bardzo się boję.....strach przemija, ale lęki pozostają

czy jestem złą osobą....nie, ja nie rozbiłam tego małżeństwa, oni sami tak postanowili, jego żona też ma faceta i są razem szczęśliwi, może tak jak my......są chwile dobre i złe i tak powinno być

wszystko jest piękne i cudowne, ale dzlczego ta miłość nie dodaje mi skrzydeł??? jest spokojna, stabilna....zwyczjna??

wysluchujaca_ciszy : :
nie_taka_zla
10 listopada 2003, 21:49
Bezwartosciowa?Nie wierze.
05 listopada 2003, 22:41
W miłości najtrudniejszy jest moment jej stania się, czyli przejścia z zakochania i fascynacji w prawdziwe uczucie. Trwałe uczucie. Podobno trzy lata to taka psychologiczna granica, po której trzeba pokonać przyzwyczjenie i zdobyć na nowo skrzydła do lotu lub zrezygnować... Ja jednak uważam, że z miłości nie rezygnuje się tak łatwo. O nią czasem trzeba walczyć.

Dodaj komentarz