Komentarze: 2
wpatrzona w boczne lusterko jade do domu, do pustych ścian, bezsensownych tłumaczeń: dlaczego znowu milczę.........
a ja mam zwyczajne ochchote pomilczeć, spokojnie i cichutko
jedziemy autostradą, szybko, nawet w samochodzie muzyki nie słychać, moje mysli są wszędzie, dlaczego nikt ich nie widzi, dlaczego ja nie dostrzegam myśli innych ludzi.....znowu to samo, staram sie nie dotykać ludzi, zamykam sie w sobie
czy ktoś mi może powiedziec dlaczego patrząc w szybę nie widzę swojego odbicia?
po bezszelestnych połaciach ziemi przesuwa się postać....tak cicho i swoabodnie sunie przed siebie, nie spogląda się wstecz, nie zapamiętuje błędów, chociaż raz chciałabym nią być.....
bład za błędem spada na mnie od poniedziałku do niedzieli, jak nagle w bezdusznym lesie zaczynają wiercić sie liście na wietrze....zatanawiające
"jesteś piękna, kocham Cię" - usłyszałam ciepły głos wydobywający się z ciała przytulonego do mnie..kim on jest, co to za człowiek, który umie mnie kochać niedoskonałą i bezwartościową? wpatrzona w dwa niebieskie punkciki zapytałam czy jest tego pewien..."tak" - powiedział to tak stanowczym głosem, że oczy zaszły mi łzami - tylko nie płacz głupia - postanowienie nie przyniosło rezultatów. poryczałam sie jak dzieciak, tak bardzo pragnęłam usłyszeć te słowa, wtulic sie w niego - kimkolwiek by nie był
tak było rok temu
dzisiaj moje zycie jest głównie koloru beżowego - tak jasnego, ale niekonkretnego....miewia czasem przebłyski rumieńców, zieleni i błękitu kobaltowego, czasem indygo sie wkrada w moje myśli - wtedy nawet on mnie nie umie rozweselić
teraz jade autem i patrzę przez szybę zakapaną kropelkami drobniutkiego dzeszczyku, w każdej kropli świat wygląda inaczej a z daleka wszystkie maja taki sam odcień - migające czerwone światło wymijanych przez niego aut...
czasami zastanawiam się dlaczego nie umiałam powiedzieć nie, kiedy przyjechał po mnie do szkoły.....był w czarnym płaszczu i w garniturze...jakes spotkanie w pracy....dziewczynom aż oczka zabłyszczały.....a ja wiedziałam, że zrobie wszystko żeby się uwolnił od żony i był tylko mój cały....na zawsze
przeszliśmy razem przez moja maturę, dyplom i jego rozwód...było ciężko, ale dopiero teraz widzę, że ten rok w porównaniu z przyszłością to było nic...tak bardzo się boję.....strach przemija, ale lęki pozostają
czy jestem złą osobą....nie, ja nie rozbiłam tego małżeństwa, oni sami tak postanowili, jego żona też ma faceta i są razem szczęśliwi, może tak jak my......są chwile dobre i złe i tak powinno być
wszystko jest piękne i cudowne, ale dzlczego ta miłość nie dodaje mi skrzydeł??? jest spokojna, stabilna....zwyczjna??